niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 11 '' I found a ruin, trip to the bowling and surprise '' - ''Znalazłem zgubę, wypad na kręgle i niespodzianka''

    Zbliżała się już noc, wszędzie było ciemno, a zarysy postaci były niezbyt widoczne. Mimo to Rossowi wydawało się, iż jest to kobieta. Ale czy jest to Victoria? Nie pozostało mu nic innego, niż podejść bliżej i to sprawdzić...
Chłopak podszedł bliżej i usiadł na ławkę, znajdującą się obok wodospadu. Wpatrywał się dokładnie w daną osobę i z pewnością mógł stwierdzić, że była to Victoria...
Kiedy dziewczyna się odwróciła, on momentalnie spuścił głowę w dół. Nastolatka przysiadła się do niego i oboje wpatrywali się w swoje odbicia w kałuży. Żadne z nich nie miało odwagi spojrzeć sobie w oczy. Jeszcze nie teraz...
Minęło już 15 minut, a oni dalej nie odezwali się do siebie słowem. W końcu Victoria miała już tego dosyć i zaczęła wyrażać swoje zdanie.
-I co? I teraz będziesz mnie olewał i będziesz udawać, że mnie nie ma, że nie istnieję? -zakpiła cicho z lekkim wyrzutem, z powodu, iż chłopak się do niej nie odzywa.
-Popatrz na mnie -powiedział, po czym podniósł podbródek dziewczyny do góry i spojrzał jej prosto w oczy, a ona mu. Następnie kontynuował:
-Nigdy tak nie było, że cię olewałem lub udawałem, że cię nie ma, tak nie jest i nigdy nie będzie...
-Nie rozumiem... -stwierdziła Vic.
-Wkrótce zrozumiesz co mam na myśli i o co mi chodzi. -dodał Lynch.
-Ja... ja przepraszam, nie powinnam uciekać i -nie dał jej skończyć
-Nie przepraszaj. Jedyną osobą, która powinna jeżeli już tu kogoś przepraszać to ja. -powiedział Ross.
-Nie, wcale tak nie jest... Ross kiedy ty próbowałeś się mną zająć, aby mi było dobrze, ja cię odrzucałam i tylko przeze mnie jesteśmy teraz tutaj, a nie w domu... Gdybym ustąpiła i zrozumiała twoje szczere chęci, było by inaczej...-skomentowała.
-Nie mów tak. Nikt nie jest idealny...Wina leży po obu stronach. Więc nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć przepraszam...- mówił, cały czas patrząc się jej w oczy, jednak ona unikała tego spojrzenia jak tylko mogła.
-Ja też przepraszam...-szepnęła Vicky.
-A teraz już chodźmy z tond, nie będziemy tu przecież siedzieć w taką pogodę. -postanowił blondyn i wstał z miejsca i zaczął powoli iść, przed siebie.
-Ross...-mruknęła niepewnie, a osiemnastolatek odwrócił się w jej stronę.
-Tak? -zapytał.
-Nie mówmy reszcie co tutaj było...Wiesz, udawajmy jakby nic takiego jak przeprosiny nie miały miejsca...-powiedziała niepewnie i ze wstydem, po czym  ruszyła przed siebie, wymijając chłopaka.
-Tak jasne...-westchnął i ruszył za nią. Powiedział tylko tyle, chociaż dusza chciała powiedzieć coś jeszcze. Zastanawiał się czemu ona mu to robi!? Czemu najpierw jest dla niego taka miła, a potem, każe udawać, że pomiędzy nimi nic nie ma!? Nawet przyjaźni!? Najchętniej wykrzyczał by jej teraz w twarz 'Staram ci się pomóc ja umiem! Najpierw dajesz mi jakieś znaki, że coś jest nie tak, coś chciałabyś zmienić po między nami, potem mnie przepraszasz, a na końcu każesz mi udawać, że nic takiego nie miało miejsca!? Że kurwa po między nami nic nie ma!?' Ale nie potrafił...nie potrafił się jej sprzeciwić...Od ich pierwszego spotkania nie potrafił tego zrobić, aż do teraz...Tylko dlaczego?
        Nie zastanawiał się już dalej nad tym, tylko po prostu szedł, aż dotarł do domu, razem z towarzyszką.
-Już jesteśmy! Znalazłem zgubę! -zaśmiał się Ross.
-Weź się odwal ode mnie, nie jestem żadną zgubą i wcale nie musiałeś mnie szukać! - krzyknęła Victoria. Jej zachowanie kompletnie zdziwiło blondyna. Mówiła mu, że ma się zachowywać jak gdyby nigdy nic, ale, że będzie dla niego chamska? Tego nie było w 'umowie'.
-Jejku Victoria jak dobrze, że nic ci nie jest! -powiedziała głośno Vanessa od razu podchodząc do przyjaciółki i przytulając ją.
-To ja sobie już może pójdę... -mruknął cicho i obojętnie tak, aby nikt go nie usłyszał. Jednak Riker, zauważył, że coś jest nie tak i szybko do niego podszedł.
-Ej młody co jest? -zapytał brata.
-Nic -odpowiedział obojętnie.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak! -kontynuował dwudziestodwulatek.
-Kurwa zawsze jest coś nie tak, nie widać!? -wrzasnął blondyn i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami, tak, że wszyscy momentalnie zwrócili się w jego stronę.
-Gdzie on idzie? Przecież tam leje jak nie wiem! Niech się nie wygłupia i wraca tutaj. - mówiła zaskoczona zachowaniem kolegi Vanessa.
-Nie wiem co mu jest, wyglądał na wkurzonego...Może ty coś wiesz Vicky? -skierował ostatnie słowa do brunetki najstarszy z Lynchów.
-Nie. Nie wiem o co mu mogło chodzić...-skłamała.
-No nic, trudno. Chodźmy już lepiej spać jest już północ. -nakazała wszystkim Nessa.
     W tym samym czasie, Ross szedł właśnie ciemną uliczką, kierując się do domu. Był cały mokry, a z kosmyków jego włosów, opadały na twarz małe kropelki wody. Natomiast kurtka jak i inne ubrania były całe mokre. Blondynowi to jednak za bardzo nie przeszkadzało...Był skupiony bardziej...Ujmując to w jego słowa 'Na życiowej wpadce i nieszczęsnych zdarzeniach z okropną dziewczyną'. Oczywiście prosto się domyślić, że chodziło o Victorię, którą wcale nie nazywał okropną, pomimo swoich emocji, ale myślał o niej dużo inaczej...W jego myślach była najcudowniejszą dziewczyną jaką spotkał, ale nie chciał jej tego okazywać, ponieważ ona chyba tego nie chciała i w ogóle od niego tego nie oczekiwała...
Gdy tak rozmyślał, w końcu doszedł do domu. Kiedy był w środku, ściągnął kurtkę i buty, a następnie udał się do kuchni, aby napić się wody.
-Siema młody -rzucił Rocky, który był obecny w kuchni.
-Elo Ross -dodał Ratliff -blondyn nie odpowiadał.
-Halo!? Słyszysz!? Co ty taki jesteś!? -zaczął mówić dziewiętnastolatek.
-Weź się odezwij! -krzyknął drugi brunet. Blondyn to zignorował, wychodził już z kuchni, lecz zatrzymał się kiedy usłyszał słowa brata.
-Pewnie ta lalunia nie spełniała jego wymagań -zaśmiał się Rocky, specjalnie robiąc bratu na złe.
-Coś ty powiedział!? -krzyknął osiemnastolatek na starszego.
-Że się zakochałeś w wariatce. -odpowiedział całkiem na luzie. Jego słowa nie były prawdziwymi myślami, ale od początku on nie przepadał za Vic, jednak nie okazywał tego na forum, aż do teraz.
-Nie nazywają jej tak! -krzyknął, ale tym razem jeszcze bardziej, jeszcze jedno złe słowo powiedziane na jej temat, mogłoby doprowadzić do wybuchu niezłej awantury, dlatego też chcąc tego uniknąć chłopak szybko udał się do swojego pokoju.
Od razu co zrobił to rzucił się na swoje łóżko i wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Po odblokowaniu go, na tapecie pojawiło się zdjęcie Victorii...Z kont je miał? Ściągnął je z facebooka. Patrząc w fotografię dalej bił się z myślami, co takiego ciągnie niego do niej...I czemu cały czas o niej myśli!?
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na żadne z tych pytań, przynajmniej jeszcze nie teraz. Tak więc postanowił zrobić to co zwykle, kiedy jest przybity i pomimo późnej pory wziął gitarę i zaczął na niej grać i do tego śpiewać....

Your lips got me wondering why
I’m tangled in lame pick up lines oh
Something is taking over
You’ve got my heart set on roller coaster
I’m chasing you around, you got your leash on me, too
I wish that I could fool myself, but we both know it’s true

      Po zakupach  Emily i Rydel udały się na imprezę. Oby dwie bardzo się polubiły. Mimo tak krótkiej znajomości, czuły, że mogą powiedzieć sobie wszystko. Jednak Emily postanowiła zachować swoją przeszłość dla siebie i nie wspominała o niej nowej przyjaciółce, ponieważ nie chciała jej martwić...
Obie więc oddały się zabawie, a do domu wróciły nad ranem.
     Kolejnego dnia Ellington i Rocky buszowali już po kuchni od samego rana. Ross siedział dalej zamknięty w swoim pokoju i z niego nie wychodził, natomiast dwie przyjaciółki spały i nie miały zamiaru tego szybko skończyć. Jednak chłopaki, zmienili plany nastolatek.
Gdy zjedli śniadanie, poszli obudzić blondynki, co z początku im się nie spodobało, ponieważ były zmęczone po wczorajszej nocy. Aczkolwiek uporczywe gadanie i pałętanie się Rockego po pokoju, sprawiły, że Rydel i Emi wstały. Szybko się ogarnęły, a potem poszły zjeść śniadanie. Podczas posiłku nastolatek, Ell zaproponował, aby wybrali się na kręgle. Z początku wyraz twarzy Emily był nieco dziwny, ale zgodziła się. Cała czwórka miała się spotkać na kręgielni o 13.00, przed tym jednak Rydel poprosiła przyjaciółkę na słówko, zauważając, że coś jest nie tak.
-Hej, popatrz na mnie. Emily co jest? -zapytała starsza.
-Nic. Wszystko jest okej. -odpowiedziała.
-Przecież widzę, że coś się dzieje. Jakoś dziwnie zareagowałaś na wieść, że idziemy na kręgle...-powiedziała Delly.
-Pff nieprawda...-parsknęła Emi.
-Serio? -spytała podirytowana dwudziestolatka
-Ahh...no dobra nie umiem w to grać dlatego tak zareagowałam. Zadowolona?
-Nie. Za dobrze cię znam i wiem, że to nie o to chodzi. Przecież mogłabyś się nauczyć i to nie byłoby problemem.
-Ale ty uparta...- przewróciła oczami dziewiętnastolatka.
-Mów o co chodzi.
-Nie. -przystawała przy swoim młodsza.
-Czyli chodzi o Rockego, tak?
-Tak. Chodzi o niego! Cieszysz się, że ci to powiedziałam!? Wstydzę się. Boję się, że mnie wyśmieje, tak! Zaraz ty to pewnie zrobisz, bo usłyszałaś moje obawy! -mówiła podniesionym tonem Emily.
-Wcale nie. Chodź tu do mnie -powiedział i wyciągnęła ręce w jej stronę, po czym oboje się przytuliły, a Rydel zaczęła mówić dalej.
-Po pierwsze nikt cię nie wyśmieje, a tym bardziej na pewno nie Rocky. To mój brat, znam go. I coś mi się wydaje, że komuś tu na kimś zależy...-uśmiechnęła się słodko i niewinnie, szczerząc swoje białe ząbki.
-Już lepiej nic nie mów i chodźmy na te kręgle. -stwierdziła poważnie i pociągnęła koleżankę za sobą.

Kręgielnia

    Grupka osób właśnie zaczęła grać w kręgle. Tylko Emily trzymała się na uboczu i jeszcze ani razu nie rzuciła kulą, mimo to iż reszta grała już dobre półgodziny. Rydel wiedziała dlaczego tak jest i co chwile spoglądała na znajomą, a potem robiła błagalne miny, żeby się do nich przyłączyła.
Jednakże Rocky widząc, że blondynka nie gra podszedł do niej i zaczął z nią rozmawiać o wszystkim i o niczym. Potem przystąpił do sedna rozmowy i spytał dziewczyny wprost, dlaczego nie chce się bawić razem z nimi, myślał, że lubi taką rozrywkę. Nastolatka trochę się z początku speszyła, po czym odważyła się powiedzieć prawdę brunetowi w lekko żartobliwy sposób. On zaproponował, że przecież może ją nauczyć. Rydel słysząc urywki rozmowy uśmiechnęła się miło do dziewiętnastolatki, aby się zgodziła.
    Gdy blondynka wzięła kulę, którą podał jej nastolatek, nie wiedziała do dalej zrobić, ponieważ nie była pewna od czego zacząć. Chłopak widząc zakłopotanie towarzyszki od razu do niej podszedł. Objął ją lekko i nachylił się nad nią. Następnie położył swoją rękę na jej i pokierował dziewczyną. Gdy stali tak blisko siebie, oboje słyszeli bicie swoich serc. Emily była trochę skrępowana, ale również zauroczona całą tą sytuacją. Uczucia dziewiętnastolatka był nie co inne...Czuł się niby tak wyjątkowo, ale cały czas w głowie miał zakład i nie wiedział jak podejść do tego zdarzenia...
    W tym samym czasie Riker właśnie się obudził. Po ociągnięciu się i niechęci wstania z łóżka, szybko się ogarnął. Zawitał cicho do pokoju Nessy, jednakże zauważył, że ona jeszcze śpi i wyszedł z pomieszczenia. Korzystając z tej okazji, postanowił zrobić jej śniadanie niespodziankę.
Gdy przygotowywał w kuchni posiłek, zauważył karteczkę od Anthonego, że wyszedł już do pracy. Kiedy od razu to przeczytał nasunął mu się jedne temat 'szkoła dziewczyn'. Wiedział, że Anthony będzie na nich zły, że odciągają dziewczyny od nauki, a sami też nic nie robią z karierą. Od przyjazdu nastolatek ich kariera stoi w miejscu. Już przeszło niecałe dwa tygodnie nigdzie nie koncertowali, nie pisali nowych piosenek, nie robili prób, nie udzielali wywiadów... Tak dalej być nie mogło. Jako najstarszy z zespołu, powinien coś z tym zrobić i takie też miał plany, jednakże teraz chciał się zająć niespodzianką dla Vanessy.
     Po dziesięciu minutach dwudziestojednolatka właśnie weszła do kuchni, widząc nakryty stuł i Rikera stawiającego właśnie na nim jajecznice, była zaskoczona, a za razem szczęśliwa. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Szybko podeszła do blondyna i jak gdyby nigdy nic stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Po chwili ocknęła się co zrobiła i zauważyła, że to było dość dziwne...W końcu przyjaciele nie całują się tak z zaskoczenia, nawet w policzek... Lekko skrępowana popatrzała w oczy dwudziestodwulatka, w których można było zauważyć radość, ale także dziwny wyraz smutku? Nie była w stanie tego zauważyć, czy jest on smutny czy raczej bardziej speszony?
Zapanowała grobowa cisza, którą zakończył chłopak.
-Przygotowałem śniadanie.To niespodzianka dla ciebie...
__________________________________________________________________________________
No i mamy ten 11 Rozdział :3 Jest od dłuższy od poprzedniego i mam nadzieję, że wam się podoba ;) Ale nie wiem, może macie jakieś uwagi ;) Za wszelkie błędy od razu przepraszam. Także to by było na tyle ;D Chciałabym jeszcze dodać, że wasze komentarze wiele dla mnie znaczą, więc komentujcie <3 //Kinga
    


niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 10 '' I'm worried about you ...'' - '' Martwię się o ciebie... ''

    Tym czasem Rydel, Ellington, Emily i Rocky siedzieli w salonie, w domu Lynchów i oglądali film. Oczywiście do czasu, ponieważ Ell'owi i Rockemu zaczęło się strasznie nudzić. Obydwoje postanowili więc, że wybiorą się na małą wycieczkę, czyli w ich rozumieniu do sklepu po lody. Rydel i Emi czekały na chłopaków z dobrą godzinę, ale nadal nie przychodzili. Zaczęły się trochę o nich martwić, ponieważ sklep był tuż obok, a ile przecież można kupować lody?
-Długo ich nie ma...-chrząknęła cicho dziewiętnastolatka.
-Też się o nich boję...-powiedziała niepewnie blondynka.
-Myślisz, że mogłoby się im coś stać?- zapytała Emily.
-Wiesz, oni poszli tylko do sklepu. Chociaż jakby teraz tak się zastanowić to poszli AŻ do sklepu...-skomentowała Rydel.
- Jejku co się z nami stało!?-krzyknęła dziewczyna.
-Chyba co im się stało!? -poprawiła druga.
-Nie! Co nam się stało!? Martwimy się o jakiś przygłupów, którzy pewnie robią sobie teraz z nas jakieś żarty!
-Jakby tak się zastanowić...To chyba masz racje...-stwierdziła starsza.
-Więc nie przejmujmy się nimi, tylko same gdzieś wyskoczmy! Na przykład do centrum handlowego! -zaproponowała z uśmiechem nastolatka.
-W sumie to czemu nie! -odpowiedziała jej Rydel i oboje poszły się ogarnąć i wyszły z domu.
     Gdy przyjaciółki wychodziły na miasto Vanessa i Riker biegli właśnie do domu Anthonego. Nie wiedzieli czego tam się mają spodziewać. Van twierdziła, że nie będzie lekko się z nimi uporać, natomiast Riker był zdania, iż nic się tam nie dzieje i wszystko jest na pewno w porządku.
W końcu dotarli do wyznaczonego przez blondynkę miejsca i powoli weszli do środka. Na początku było cicho, jak makiem zasiał. Weszli do środka najciszej jak tylko potrafili. Dwudziestodwulatek nie rozumiał tak właściwie, dlaczego się skradają. Już miał jej mówić, że wszystko jest w porządku, tak jak mówił, dopóki oboje nie usłyszeli krzyków... 'Palant z ciebie!' 'Nie stać cię na coś lepszego!?' 'Jesteś bezczelny!' 'A ty beznadziejna!' 'Ale za to miłosierna!' 'Też mi dobre! Wżyciu nie słyszałem gorszego kłamstwa!'
-Mówiłam ci, że się pozabijają! -warknęła Nessa do Rikera.
-Wiem, że się martwisz i jesteś zła, ale nie wyżywaj się na mnie -zwrócił jej uwagę, ponieważ jej ton głosu, był dość nieprzyjemny.
Po krótkim namyśle postanowili, że wejdą do pokoju i przerwą tą całą kłótnię. Jednak potoczyło się trochę inaczej...
Gdy byli przed drzwiami usłyszeli jeszcze słowa Vicky skierowane do Rossa 'Wynoś się z tond!' i odpowiedź Ross'a 'I żebyś wiedziała, że to zrobię!'
Pech tak chciał, że drzwi były otwierane na zewnątrz, a że Vanessa właśnie chciała je otworzyć, a Ross wyjść. Dziewczyna dostała drzwiami prosto w twarz, a że były tak gwałtownie otworzone, z siłą, spowodowało to, że się przewróciła.
Natomiast Victoria wybiegła z krzykiem, Ross stał osłupiony, a Riker nie umiał zrozumieć co się właśnie stało. Dwudziestojednolatka tylko trzymała się za głowę i chwiała.
-Jezu Victoria nic ci nie jest!? Pff- powiedział po chwili -Vanessa! Vanessa nic ci nie jest!? Rocky zrób coś z tym! Jejku nie Rocky tylko Riker! -krzyczał zdruzgotany i zdenerwowany Ross.
-Zamknij się i uspokój! Zaraz będziesz się tłumaczył, ale najpierw trzeba zanieść Nessę do salonu i zrobić jej okład -postanowił najstarszy z grona.
Tak jak postanowił Riker, tak uczynili i nastolatka już po chwili leżała na kanapie, przykładając sobie kostki lodu, które były zawinięte w ręcznik do głowy. Trwało to już około godziny. Chłopacy w tym czasie zastanawiali się co poczynić dalej i jak się zachować.
-Vanessa?-mruknął szeptem brat młodszego Lyncha.
-Mówiłam ci, że się pozabijają...-wymamrotała cicho, na resztkach swoich sił.
-Jejku nic ci nie jest!? Ja cię bardzo przepraszam! Ja nie chciałem, naprawdę to było niechcący! Van słyszysz mnie, ja cię bardzo przepraszam! -mówił jak najęty, szybko Ross, którego nie dało się zrozumieć.
-Nic mi nie jest. Głowa mnie tylko trochę boli, ale jest okej. A ty mógłbyś na przyszłość trochę bardziej uważać. -pouczyła go na koniec blondynka.
-Dobrze, że jest wszystko już w porządku i nic ci nie jest. -powiedział dwudziestodwulatek.
-A gdzie jest Vic? -zadała pytanie.
-O mój boże na śmierć o niej zapomniałem! Jejku gdzie ona może teraz być!? To wszystko przeze mnie! Nie wiem gdzie ona jest! Wybiegła z domu, kłóciliśmy się! -tłumaczył cały czas w nerwach osiemnastolatek. Nie wiadomo, dlaczego miał teraz straszne wyrzuty sumienia...
-Jak to nie ma jej w domu!? Jak to nie wiesz gdzie ona jest!? -zdziwiła się i od razu zdenerwowała poszkodowana.
-No po prostu nie wiem tak! -odkrzyknął zaniepokojony i zdezorientowany nastolatek.
-Dosyć tego dzwonię do Anthonego! Dalej tak być nie może! Kto wie co się z nią teraz dzieje!? Gdzie ona mogła pójść!? Ona nie zna Los Angeles! -krzyczała na chłopaków dziewczyna.
-Dobra spokojnie, tak wszystko się ułoży. -starał się uspokoić sytuację Riker.
-Nie! Nie i jeszcze raz nie! Nie będzie spokojnie! -krzyczała dalej.
-Okej cisza! Ja to zniszczyłem, to ja to naprawię, tak! Tylko nie dzwoń do Anthonego, on nie może się o tym dowiedzieć. Znajdę ją, zaufaj mi...-mówił najmłodszy ze spokojem i opanowaniem.
-Ale...-chciała coś powiedzieć.
-Żadne ale. Właśnie teraz wychodzę z domu i idę ją szukać. Będziemy cały czas w kontakcie. -Oznajmił dwójce i zakładając kurtkę, wyszedł z domu.
-A jeśli mu się coś stanie!? -zaczęła panikować Vanessa.
-Nic mu się nie stanie. Ani jemu, ani Vic. Znajdzie ją, zobaczysz. Znam swojego brata.
-A ja znam Victorię i uwierz mi to raczej nie jest proste zadanie, jakie on ma do wykonania, tym bardziej, że nie lada przed chwilą urządzili niezłą awanturę... -rozmawiała z przyjacielem.
-Cóż przyznać trzeba, że nie jest to łatwe do wykonania, ale da sobie radę młody. -powiedział.
-Obyś miał rację...-westchnęła dziewczyna.
     Ross szedł uliczkami Los Angeles, przypatrując się każdemu i przyglądając oddalone miejsca. Wiatr rozwiewał jego włosy, a przechodnie przechodzili cały czas mówiąc i wskazując właśnie na niego. Parę osób pytało się czy mogą sobie zrobić zdjęcie, jednak chłopak wiedział, że teraz nie może i starał się odmawiać tak, aby nikogo nie urazić. Liście z drzew zaczęły zlatywać na powierzchnię asfaltu, a niebo ogarnęły czarne chmury. Blondyn szedł dalej, nie zważając na pogodę. Błąkał się już po mieście dobrą godzinę a po Victorii nie było żadnego śladu. Nagle zerwał się jeszcze silniejszy wiatr i zaczęł padać deszcz. Z sekundy na sekundę i z minuty na minutę zaczynało jeszcze mocniej lać, a chwilowy deszczyk zamienił się w ulewę. Ross wiedział, że jednak nie może teraz wrócić do domu. Najpierw musi odnaleźć brunetkę.
Przysiadł na chwilę na ławce, która znajdowała się pod przypadkowym sklepem. Siedział tam jakieś 10 minut i rozmyślał gdzie może być Victoria. Nic mu nie przychodziło do głowy, a przecież był już w tylu miejscach. W żadnych z nich jej nie było. Nagle przypomniał sobie ten pierwszy dzień, w którym się 'poznali' w klubie. Myślał o tym chwile, aż w końcu coś przyszło mu do głowy. Mianowicie Klub. Tylko tam dziewczyna wiedziała jak dojść. Było to jednoznaczne dla chłopaka, że musi jak najszybciej się tam udać. Przed tym jednak miał wątpliwości, czy znajdzie tam Vicky. Przecież ona nie poszłaby niewyszykowana, w takich ubraniach na imprezę...
A więc gdzie ona jest? -zastanawiał się.
Nagle przypomniało mu się, że przecież niedaleko miejsca, w którym odbywały się dyskoteki znajduje się mały lasek, może to właśnie tam nastolatka teraz przebywa?
Teraz nie zastanawiał się już ani chwili. Szybko podniósł się z ławki i pobiegł we wcześniej wspomniane miejsce.
Nie minęło nawet 5 minut, a on już wędrował po liściastym lesie, w którym wszędzie były kałuże, z powodu ulewy. Oprócz tego wszędzie było błoto, które kleiło się do podeszw butów. Blondyn mimo to się nie poddawał i wytrwale szukał 'zaginionej'.
Wędrując tam dostrzegł wodospad, któremu ktoś bacznie się przyglądał, ale też podziwiał jego piękno...
    W tym samym czasie Ellington i Rocky właśnie wracali do domu. Byli bardzo zdziwieni, gdy dostrzegli, że nie ma w nim dziewczyn.
-Ej Rocky!
-Czego się tak drzesz! -odpowiedział dziewiętnastolatek.
-Gdzie są wszyscy? -zapytał Ell.
-Nie wiem, dziewczyny pewnie są u Rydel w pokoju i malują pewnie paznokietki. -powiedział obojętnie.
-Taa...Tyle, że ich tam nie ma. -odpowiedział poważnie dwudziestolatek.
-Jak to ich nie ma?- zapytał, poważniejąc Rocky.
-No normalnie!- odkrzyknął mu przyjaciel.
-To gdzie one teraz są!? -krzyczał młodszy.
-Nie wiem, jakbym wiedział to przecież bym się ciebie nie pytał 'gdzie są wszyscy!?'
-Cicho, nie drzyj się na mnie! -mówił zgrzytliwym tonem.
-A jeśli coś im się stało?- mruknął cicho i niepewnie Ratliff.
-Nie to niemożliwe, one są zbyt odpowiedzialne! - zastanowił się.
-Rocky twoja inteligencja mnie powala! To, że są odpowiedzialne, to nie znaczy, że mogło im się nic nie stać! -krzyknął starszy na przyjaciela.
-A no, może i masz rację...- oznajmił Lynch.
-Martwię się o nie...- mruknął nie pewnie pod nosem Ellington.
-Co ty tam gadasz stary?
-Nie nic. Chodźmy może coś zjeść, może za niedługo się zjawią... -chrząknął. Tak naprawdę powiedział to tylko dla tego, aby przyjaciel nie wyczuł, że boi się zarówno o Emily jak i Rydel. Przecież to niewykluczone, że mogło się im się coś stać...
___________________________________________________________________________________
Tak więc mamy ten 10 Rozdział :) Mam nadzieję, że nie jesteście źli, ze urwałam w takim momencie jeżeli chodzi o wątek z Rossem, ale chcę potrzymać was w niepewności, czy człowiek który tam stał to była Vic, czy też może całkiem obca osoba, a może tak któraś z dziewczyn, które są nieobecne w domu? ;D  To na tyle, więc czekam na wasze opinie ;*
KOMENTARZE MIŁO WIDZIANE ;**
//Kinga

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 9 ''The mystery of Emily, another altercation and a wonderful garden'' - ''Tajemnica Emily, kolejna sprzeczka i wspaniały ogród''

  Wkrótce Rydel opuściła pokój swojego brata i nastolatkowie zostali w nim sami.
-To co teraz robimy?-zapytała Emi, rzucając w bruneta poduszką.
-Po pierwsze nie wal we mnie poduchami, bo bitwa się skończyła i -nie dała dokończyć dziewiętnastolatkowi i znowu rzuciła w niego poduszką.
-I czemu mam w ciebie nie rzucać poduszkami? -zadała pytanie śmiejąc się.
-Właśnie dlatego-powiedział chłopak i zaczął łaskotać dziewczynę.
-Haha, przestań! Haha Rocky proszę! -krzyczała.
-Jak ładnie prosisz?- droczył się z nią.
-Bardzo ładnie proszę, haha..-odpowiedziała.
-A co z tego będę miał?-dopytywał.
-Haha, zobaczysz, haha jak przestaniesz, haha mnie łaskotać -wymamrotała.
Nastolatek przystał na wymagania przyjaciółki i usiadł obok niej.
-I co z tego mam?
-Świadomość, że umożliwiłeś swojej przyjaciółce przestać się śmiać i wziąć normalny wdech i wydech.
-Serio? -spytał poirytowany.
-Tak -powiedziała nagle poważnie dziewczyna.
-Coś ty nagle taka poważna się zrobiła?-kontynuował rozmowę Rocky.
-Nic, o co ci chodzi!?
-No przecież widzę po twojej minie, że coś się dzieje! Głupi nie jestem...-mówił dziewiętnastolatek.
-A nawet jeśli, to co cię to tak bardzo obchodzi?
-Uparta jesteś.
-Ty też -mruknęła Emily.
-To powiesz co jest? -zapytał, lecz tym razem spokojnie i czule. - jeszcze przed chwilą się śmiałaś, co się stało?-dokończył.
-A czy to ważne?- ciągnęła.
-Bardzo-odpowiedział.
Dziewczynie właśnie w tedy łza zakręciła się wokół oka, a chłopak nie umiał zrozumieć tak szybkiej zmiany humoru koleżanki. Ona zastanawiała się jak uniknąć tego tematu, wszystkich wyjaśnień i pytań, a on zakłopotany myślał jak jej pomóc, jak zapytać się jej o co chodzi, aby jej nie zranić...Co zrobić, aby się przed nim otworzyła i mu zaufała?
-Emily proszę powiedz mi co się dzieje...-poprosił cicho, patrząc w oczy blondynki.
-Nie mogę Rocky...jeszcze nie teraz -odpowiedziała niechętnie i smutnie. Chłopak był zaskoczony odpowiedzią i jakby lekko ją zakłopotany.
-Powiedz chociaż co spowodowało tą zmianę humoru...-nalegał.
-Ja już może pójdę do Rydel, jestem śpiąca...-próbowała zmienić temat.
-Emi zaczekaj!-krzyknął i podbiegł do niej, ze względu iż dziewczyna była już przy drzwiach.
-Tak? -odparła niechętnie.
-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?-kontynuował.
-Dowiesz się w swoim czasie...-westchnęła, po czym dodała -dobranoc Rocky.
-Dobranoc -mruknął zrezygnowany i sam położył się spać. Jednak ciągle coś nie dawało mu spokoju...Co takiego ukrywa przed nim nastolatka...?
      Gdy trójka już zasypiała Van i Riker dalej leżeli na trawie i podziwiali widoki. Po czasie uznali jednak, że pora już wracać.
Szli w niesamowitej ciszy, z niewiadomych powodów... Było słychać tylko szum liści, w końcu chłopak przerwał milczenie dziewczyny i on sam zaczął mówić.
-A więc na ile tu zostajecie?
-Jeszcze trochę -odpowiedziała Nessa.
-A dokładniej?-dopytywał się chłopak.
-Nie wiem...-skłamała, sama nie wiedziała dlaczego...
Na tym skończyli, szli tak w ciszy dopóki nie doszli pod dom Lynch'ów. Tam rozdzielili się od razu przy wejściu. Dwudziestojednolatka poszła do pokoju Rydel, a jej przyjaciel, do swojego.
***Ross***Victoria***
     Następnego dnia osiemnastolatek już od 6.00 był na nogach i robił śniadanie w kuchni. Był zadowolony, że ten dzień mógł spędzić tylko z Vicky. Już planował co będą razem robić, jeżeli nie obejdzie się bez kłótni. Wszystko zależy od samopoczucia nastolatki...
    Kiedy Ross przygotował już posiłek, wziął go na tacę i udał się do pokoju brunetki. Gdy był już przed nim, zapukał cichutko i wszedł do pomieszczenia. Dziewczyna już nie spała, siedziała na łóżku, oparta o ścianę.
-Hej -powiedział chłopak siadając na skrawku łóżka.
-Hej -odpowiedziała Vic, z lekkim uśmiechem.
-Przygotowałem śniadanie...-odparł, podając tacę koleżance.
-Nie musiałeś...- Ale to miłe -dokończyła po krótkim namyśle.
-Masz jakieś plany na dzisiaj?-zaczął rozmowę blondyn.
-Po za tym, że będę leżeć pod kocykiem i pić herbatę, może oglądać jakiś film, to nie -odpowiedziała.
-Czyli trzeba coś wymyśleć, żebyś się nie nudziła -stwierdził osiemnastolatek.
-Chyba tak...
Dziewczyna powoli zaczęła konsumować posiłek, ale kontynuowała rozmowę.
-A więc, co będziemy robić?-zadała pytanie.
-Grać w monopoly -uśmiechnął się dumnie blondyn.
-Chyba sobie żartujesz...-spoważniała Victoria.
-Nie. Dlaczego? Chyba nie myślałaś, że będziemy oglądać jakiś film? Poza tym monopoly to jedyna planszowa gra, w którą umiem grać...-mówił Ross.
-Debil -chrząknęła nastolatka.
-Niewdzięczna dziewczyna...
-Zamknij się- oburzyła się.
-Stwierdzam fakty -droczył się osiemnastolatek.
-Lepiej przynieś już te monopoly...-powiedziała z łaską.
-Wiedziałem, że szybko ulegniesz -uśmiechnął się zwycięsko, na co Vicky przewróciła tylko oczami.
Po chwili chłopak był znowu w pokoju, jednak z grą w ręku. Szybko ją rozłożył na podłodze, naszykował pionki i rozdał pieniądze.
-Jesteś niepoważny...
-Co ci znowu nie pasuje!?
-No nie wiem, może to, że jestem chora, a mam siedzieć na podłodze, bo tobie zachciało się grać w jakąś beznadziejną grę! -tłumaczyła lekko zdenerwowana.
-Chamska jesteś! Staram ci się pomóc jak mogę, zająć cię, abyś się nie nudziła, a ty jeszcze masz bunty!? -wyrzucił nastolatek.
-Głupi jesteś i nic nie rozumiesz!
-Świetnie! A ty jesteś nienormalna i żałosna!
-Palant z ciebie!
-Z ciebie jeszcze większy! -przekomarzał się dalej z osiemnastolatką.
-Weź wyjdź człowieku! -krzyknęła.
-Nie mów mi co mam robić!
-To ty nie mów, jaka jestem! Sam nie jesteś lepszy!
-I tu się mylisz droga dziewczynko. Jestem od ciebie dużo lepszy i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Ja mam karierę i jestem sławny, a ty nie. Mam fanów, których ty nie masz. I przede wszystkim potrafię być miłą osobą, w przeciwieństwie do ciebie...-mówił z pewnością.
Vic właśnie w tedy oczy lekko się zaszkliły, ale nie chciała pokazać, że jest słaba. Chciała się mu odgryźć, lecz nie potrafiła...Coś jej mówiło, żeby tego nie robiła, ale bardzo chciała wygarnąć blondynowi, coś na jego temat. Bezsilność jednak zwyciężyła...Nie rozumiała siebie, dlaczego przy nim jest taka miękka. To właśnie jemu po raz pierwszy uległa, czyżby zrobiła to po raz drugi?
-Jesteś okropny...-wypowiedziała cichutko te słowa.
Chłopak zdał sobie w tedy sprawę do czego doprowadził...Przecież tak bardzo ją lubił, a za każdym słowem ranił...Bo co? Bo chciał udowodnić, że jest mężczyzną, a nie chłopcem, chociaż mu to nie wychodziło...
-Ja...ja przepraszam...nie powinienem...-powiedział niemal szeptem, ponieważ zrozumiał co uczynił, ale jak na to zareaguje Victoria?
     W tym samym czasie Vanessa i Riker jedli właśnie śniadanie. Oboje z minuty na minutę dowiadywało się o sobie czegoś nowego. Bardzo miło spędzało im się razem czas. Chodź znali się tak krótko, dogadywali się doskonale.
-Gdzie się dzisiaj wybieramy? -rozpoczął rozmowę dwudziestodwulatek.
-Do szkoły -odpowiedziała Nessa.
-Serio? A ty wiesz, że jest 11.30 co nie?-zapytał rozbawiony.
-Co!? Jak to!? Przecież nastawiłam budzik w telefonie na 6.30! -zdziwiła się nastolatka.
-Wiesz...-przeciągał ostatnią głoskę.
-Riker chcesz mi coś powiedzieć? -spytała poważnie.
-Tak niechcący przestawiłem go na 11.20 - uśmiechnął się niewinnie.
-Riker, wież, że nie chce opuszczać szkoły...
-Tak słodko spałaś, grzechem by było cię w tedy obudzić, a poza tym musiałaś odpocząć - mówił czuło.
-Dobra, wybaczam. To co będziemy dzisiaj robić?- kontynuowała.
-Myślałem, że moglibyśmy wyjść na jakąś pizze, a potem przejść się wzdłuż jeziorka, ewentualnie moglibyśmy jeszcze spróbować napisać nową piosenkę. Bo wiesz ty jesteś moją najlepszą inspiracją, więc wyszedł by pewnie hit -mówił wpatrując się w oczy blondynce.
-Każdej to mówisz?
-Co?
-Że jest twoją inspiracją -dokończyła.
-Tylko tobie -odpowiedział jej na ucho.
-Coś nie wierzę, musisz mi to jakoś udowodnić... -ciągnęła temat Van.
-W taki razie chodźmy to ci to udowodnię.
-Gdzie ty mnie znowu ciągniesz? Gdzie idziemy? -pytała.
-Zobaczysz -uśmiechnął się do niej, pokazując swoje białe ząbki.
Chłopak biegł przed siebie, a dziewczyna za nim. Biegli przez polne drużki, aż dotarli do małego ogródka. Było tam pięknie! Wszędzie kwitły kwiaty, a na środku była ławka, do której prowadziła ścieżka usypana z grafitowych kamyczków. Widok zachwycił nastolatkę. Nie sądziła, że jej 'przyjaciel' mógłby przyprowadzić w tak piękne miejsce. Chociaż wczoraj też to zrobił... Czy zaskoczy ją jeszcze coś? Czy mogłoby ją coś jeszcze w tedy zaskoczyć?
-Pięknie tutaj...- rozmarzyła się.
-Wiem, dlatego cię tutaj przyprowadziłem -odrzekł.
-Mogłabym tu spędzać czas godzinami, a i tak bym ciągle wpatrywała się w ten piękny krajobraz...
-Najładniej jest tutaj gdy zachodzi słońce -dodał Riker.
-Nie wątpię. -odpowiedziała dziewczyna.
-Posłuchaj, a może byś została jeszcze dzisiaj u nas na noc? -zaproponował.
-Raczej nie. Wiesz szkoła i na dodatek z tego co mi wiadomo Vic jest chora i muszę się nią zająć -wytłumaczyła.
-Spokojnie. Anthony dał mi cynk, że Ross u niej został i się nią zajmie. -mówił spokojnie.
-Co!? Przecież oni się pozabijają w tym domu! Oni się nienawidzą! -krzyczała zdziwiona Nessa.
-Spokojnie -przerwała chłopakowi -Chodź! Szybko biegniemy tam, natychmiast! - powiedziała biegnąc już przed siebie.
-Vanessa zaczekaj! -krzyknął blondyn.
Słowa Rikera i tak nic nie dały. Nastolatka biegła dalej. Chłopak był wściekły i na siebie i też na brata. Kopnął nogą w ławkę i powiedział 'szlak trafił plany', po czym pobiegł za swoją 'przyjaciółką'.
__________________________________________________________________________________
Czy, aby obawy Vanessy były słuszne?
Co zastaną gdy przybędą do domu Anthonego?
Co Emily miała namyśli mówiąc do Rockego 'dowiesz się w swoim czasie' ?
Na te pytania znajdziecie odpowiedź czytając następne rozdziały ;**
I przepraszam, że rozdział nie jest zbyt długi.
To na tyle i czekam na wasze komentarze :)
//Kinga

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 8 ''Love tips '' - ''Miłosne rozetki''

     Kiedy spostrzegli się, że spojrzenia wszystkich znajdują się na nich, speszeni odsunęli się od siebie...
-No ten...Tak właśnie powinno wyglądać tango. Oczywiście te wszystkie uczucia były udawane, dla dobra pracy. -tłumaczył się, jednak ostatnie zdanie wypowiedział niezgodnie z prawdą. Sam dobrze o tym wiedział, że w tedy nie udawał...To co powiedział bardzo zabolało dziewiętnastolatkę. Nie spodziewała się, że mógłby coś takiego powiedzieć...Dziwne myśli ją teraz opanowały. Myślała 'Jak to? To było udawane...? To nie może być prawda, ale dlaczego to powiedział?'
-Dobra nie wnikam -powiedział Ross.
-To może wybierzemy się teraz razem na basen?-zaproponował Riker, odbiegając od tematu.
-Właściwie to dlaczego nie -uśmiechnęła się Vanessa.
-To co za 30 minut tutaj?-ustalał najstarszy.
-Okej-przytaknęły zgodnie przyjaciółki.
-Mam po was przyjść, czy dojdziecie?-zapytał dla pewności.
Dziewczyny tylko się zaśmiały i zgodnie odpowiedziały 'nie, nie ma takiej potrzeby' na co chłopak odpowiedział 'no to się jeszcze okaże' zażartował. Wszyscy się zaśmiali, a potem ruszyli w kierunku domów, po przybory, które będą im potrzebne.
O 15.00 znowu wszyscy spotkali się pod miejscem pracy R5 i udali się do pobliskiego aquaparku.
Świetnie się tam bawili. Pływali, zjeżdżali ze zjeżdżalni, wypoczywali w saunie. Jednak każdy osobno...Mimo to zdarzył się wyjątek gdzie wszyscy napotkali się w nieco mniejszym basenie do pływania, ale za to głębokim.
-Jak tam się bawicie?-zapytał Ellington.
-A no bardzo fajnie-odpowiedziała z uśmiechem Vanessa.
-Ile jeszcze tutaj będziemy?- zadał kolejne pytanie brunet.
-Nie wiem, z godzinkę?-zaproponowała Victoria.
W tym samym czasie Ross zanurkował i podpłynął do Nessy. Złapał ją za nogę i pociągnął do wody. Ta niefortunnie się napiła wody i zaczęła się topić. Ross był przerażony, ponieważ to miał być tylko żart i nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zaś Riker nie zastanawiając się nad niczym, od razu podpłyną do blondynki i wyciągnął ją z wody. Odbyła się szybka reanimacja. Oczywiście nie odbyło się bez sprzeczki Rossa z Rikerem, oraz kłótni, że zachowanie osiemnastolatka, było nieodpowiedzialne.
Gdy dziewczyna już ochłonęła dwudziestojednolatek od razu się nią zajął. Pomógł jej się spakować i odprowadził ją do domu. Wcześniej jednak wszyscy umówili się na jutrzejsze spotkanie w wesołym miasteczku.
W krótce i reszta wróciła do swojego miejsca zamieszkanie i zajęła się swoimi zajęciami. Każdy robił coś innego.
    Kolejnego dnia nastolatki obudziły się po 10, w kuchni czekało już na nie śniadanie, które przygotował wujek Vicky. Emily i Van z chęcią je zjadły i poszły się szykować na spotkanie z przyjaciółmi, jednak osiemnastolatka nie była w tak dobrym humorze, jak one. Była ona przytłoczona, znudzona i blada. Widać było po niej, że nie czuje się najlepiej. Obie przyjaciółki wtem spytały się jej, czy idzie z nimi, czy zostaje w domu. Brunetka od razu odpowiedziała, bez wahania, że zostaje w domu, bo źle się czuje. Tak więc poszła do kuchni po herbatę, wzięła ją i poszła do salonu, gdzie położyła się na sofie i przykryła kocem.
   W tym samym czasie  kiedy Victoria leżała, Rydel, Riker, Ross, Ratliff i Rocky szli już do wesołego miasteczka, gdzie mieli się spotkać z pozostałą trójką.
Za nie długo dołączyły do nich Emily i Vanessa. Wszyscy byli zdziwieni, z powodu braku Vic. Jednak najbardziej było widać to po Rossie, był on trochę smutny. Od razu, gdy tylko dowiedział się od koleżanek, że brunetka została sama w domu powiedział im, że przypomniało mu się, że musi się dzisiaj uczyć na kartkówkę która jest jutro, oczywiście był to tylko pretekst, aby iść do osiemnastolatki.
    Blondyn szybko się zmył i skierował do miejsca zamieszkania Anthonego. Gdy stał już przy drzwiach lekko zapukał i wszedł do środka. Poszedł od razu do salonu, aby sprawdzić czy tam jest jego koleżanka.
-He-he-hej -powiedział cicho i niepewnie.
-Co ty tu robisz?-zdziwiła się dziewczyna.
-Przyszedłem-odpowiedział siadając na przeciwko niej, na fotelu.
-Ross, naprawdę jeżeli przyszedłeś się ze mnie pośmiać to proszę, ale ja naprawdę źle się czuję i nie mam sił, więc daruj to sobie...-tłumaczyła osłabiona.
-Nie po to tu przyszedłem...
-A więc po co?-kontynuowała.
-Tak po prostu, aby cię odwiedzić-odparł z lekkim uśmiechem.
-Coś ciężko mi w to uwierzyć.
-A jednak...Zimno ci?
-Z kont te pytanie?-ciągnęła nastolatka.
-No nie wiem, może dlatego, że cała się trzęsiesz?-zasugerował.
-Dobra masz mnie, zadowolony?-mruknęła Victoria.
-Nie, zrobić ci herbatę?-zadał pytanie zatroskany.
Sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Był taki miły dla niej. Ona tak na niego działała. Nie umiał jej się sprzeciwić, przy niej czuł się tak wyjątkowo i chciał, aby ona tak czuła się przy nim. Uświadamiał sobie, że coś jest nie tak...Nie tak miało być. To nie jest on, przecież Ross nie jest czuły i opiekuńczy...A jednak, jednak dla niej jest. Tylko co spowodowało, że tak właśnie jest?
-Od kiedy ty się mną tak przejmujesz?
-Uznam to jako odpowiedź 'tak'. -skomentował blondyn i udał się do kuchni. Zaparzył dwie herbaty. Jedną dla niej, drugą dla siebie. Wziął je i powędrował z powrotem do pokoju. Wręczył Victorii kubek i usiadł obok niej. Ta w tedy oparła swoją głowę o jego ramie.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? Przecież ja byłam i jestem dla ciebie taka zła i wredna...-mówiła dziewczyna.
Chłopak nic nie odpowiadał, ale to nie oznaczało, że jej nie słucha.
-Nie odpowiesz mi, prawda?-rozmawiała sama ze sobą, ponieważ osiemnastolatek nic nie mówił.
Wkrótce nastolatka podczas oglądania filmu w telewizji, zasnęła na kolanach chłopaka. Nie był to zwyczajny widok, ale za to był niezwykły. Nikt ich tak razem nie widział. Razem wyglądali tak słodko... Kiedy Vic spała, Ross bawił się jej kosmykami włosów i mówił coś do siebie pod nosem. Pewnie jakby ktoś teraz wszedł do domu i ich zobaczył, byłby bardzo zdziwiony. To było takie magiczne, a za razem nierealne dla chłopaka. Lecz dzieje się to naprawdę. Cały czas miał w swojej głowie pytania 'koleżanki'. Ona chciała znać na nie odpowiedź, a tym czasem on sam nie umiał sobie na nie odpowiedzieć...
To wszystko było niepojęte. Wszystko działo się tak szybko. Przed chwilą się kłócili, a tym czasem ona śpi na jego kolanach, a on bawi się jej włosami. Wydawało się to takie idealne. Sprawiało pozór, tak jakby był to urywek z romantycznego filmu.
Niestety to nie mogło trwać wiecznie...
Do domu wszedł Anthony. Ross momentalnie słysząc dźwięk otwierających się drzwi, odsunął się trochę od nastolatki.
-Cześć-powiedział mężczyzna.
-Hej-odpowiedział krótko nastolatek.
-Jak tam Victoria?-zapytał, spoglądając na siostrzenicę.
-Przed chwilą zasnęła.
-Słuchaj dziękuję ci, że się ją zająłeś i to z własnej woli. Doceniam to.-mówił Anthony.
-Przestań, nie ma za co dziękować.
-Jest-kontynuował -Napijesz się może czegoś?
-Nie dzięki, ja już się będę zbierać, późno się zrobiło-tłumaczył blondyn.
-To co nie zostajesz na noc? Bo wiesz dziewczyny dały mi cynk, że zostają dzisiaj na noc u was, dlatego myślałem, że jeżeli nas już odwiedziłeś to zostaniesz.-powiedział wujek Vicky.
-Nie, nie będę się narzucać.
-Ale przestań, nawet tak nie myśl. A po za tym na dworze pada grad. Nie wypuszczę cię tak, jeszcze nam się rozchorujesz i co na to powiedzą twoje fanki?-zaśmiał się pod koniec.
-Skoro tak nalegasz- uśmiechnął się z humorem chłopak.
-Słuchaj mogę cię jeszcze o coś poprosić?
-Tak pewnie.
-Mógłbyś się zająć Vic jeszcze jutro? Nie puszczę jej w takim stanie do szkoły, a nie chcę też jej samej zostawiać w domu. Co prawda ma już osiemnaście lat, ale -w tym momencie przerwał mu Ross
-Spokojnie, nie musisz tłumaczyć, rozumiem. Mogę się nią jeszcze jutro zaopiekować.-wytłumaczył.
-To świetnie.
-A teraz może już pójdę ją zanieść do pokoju...-mruknął, lecz już znaczniej ciszej.
    Ross stanął przed kanapą i delikatnie podniósł Victorię, biorąc ją na ręce. Dosyć dziwnie się w tedy poczuł, jednak mimo to zaniósł dziewczynę do jej pokoju. Ułożył na łóżku, przykrył kocem i usiadł na moment obok niej.
Wpatrując się w nią, wyszeptał 'Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo mi na tobie zależy...'
Uświadomił sobie, że jest całkiem inny, niż był przedtem. Coś jest z nim nie tak. Przecież on taki nie jest....
Wkrótce, po wymówionych słowach, blondyn powoli wyszedł z pokoju, zamykając cichutko drzwi.
   W tym samym czasie Emily, Rocky i Rydel siedzieli w pokoju bruneta i oglądali film, co chwilę go komentując. Natomiast Vanessa, Riker i Ellington wybrali się na spacer...
-To gdzie teraz idziemy?-zapytała z entuzjazmem blondynka.
-A gdzie byś chciała? -odpowiedział jej pytaniem Ellington.
-Hymm...sama nie wiem -wzruszyła ramionami, po czym dodała -A ty Riker gdzie byś chciał?
-Możemy iść po prostu na miasto-zaproponował.
-Świetnie, no to chodźmy! -powiedziała roześmiana i pobiegła przed siebie, a wiatr rozwiewał jej włosy. Na jej twarzy można było dostrzec widoczny uśmiech.
Młodzież spacerowała długi czas, niestety Ratliff musiał się już zbierać. Pożegnał się z małą grupką i odszedł z niewiadomym smutkiem na twarzy...
-To co teraz robimy?-mruknął, przeciągając Riker.
-Nie wiem, może pójdziemy już do domu? Późno się zrobiło, a jutro trzeba iść do szkoły.
-A ty tylko o tej szkole. Wyluzuj się! Chodź zabiorę cię gdzieś- mówił, łapiąc dziewczynę za rękę i wlekąc ją za sobą.
-Gdzie ty mnie ciągniesz?
-Zobaczysz-roześmiał się.
Bo około 20 minutach byli już na wysokiej górce, gdzie było widać pełnię księżyca i świecące gwiazdy.
-Wow...-powiedziała Nessa wpatrując się w krajobraz.
-Warto było tu ze mną przyjść, nieprawda? Pięknie tu jest...
-Warto było, ale może być przecież jeszcze piękniej...-przedłużała nastolatka.
-Nie rozumiem...-odpowiedział niepewnie dwudziestodwulatek.
I właśnie w tedy Vanessa pocałowała chłopaka w policzek, gdy spadała z nieba spadając gwiazda. Zrobiła to ona, z niesamowitym wyczuciem czasu. Obydwoje w tedy pomyśleli życzenie, ale żadne nie zdradziło sobie co pomyślało.
Następnie położyli się na trawie i szukali różnych znaków na niebie, które były ułożone z gwiazd.
     Tym czasem Rocky właśnie urzędował w kuchni, ponieważ dopadł go głód. Natomiast Rydel i Emily urządziły sobie w jego pokoju bitwę na poduszki. Śmiały się i waliły się puszystymi i miękkimi poduchami. Wkrótce dziewiętnastolatek przyszedł do pokoju.
-Co wyście najlepszego nawyrabiały!-krzyczał zły, ponieważ w jego pokoju panował ogromny harmider!
-Bitwę na poduchy beze mnie!? -dokończył z żartem, po czym wszyscy się śmiali, a chłopak wziął poduszkę i dołączył się do zabawy...

***********************************************************************************
No i mamy 8 Rozdział :D Mam nadzieję, że się wam podobał ;) Chciałbym jeszcze tylko zauważyć, że muzyka, którą dodałam, nie była wybierana przypadkowo. Każda piosenka jest dobrana do nastroju i jest powiązana z rozdziałem. Oczywiście wiadomo, że nie oznacza to, że natrafimy akurat, z daną piosenką która będzie lecieć, do nastroju rozdziału. I od razu też mówię, że to ile dodałam piosenek nie oznacza, ile będzie rozdziałów ;p To na tyle z mojej strony, czytajcie, komentujcie i zapraszam również do obserwowania mnie na twitterze, gdzie informuję o nowych rozdziałach ;) Mój tt: @KingaJanik2
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
//Kinga